Kylie
Budzę
się. Próbuję otworzyć ciężkie powieki. Udaje mi się je tylko trochę rozchylić.
Biały sufit rozmazuje mi się przed oczami. Mimo to podnoszę się. Siadam i
patrzę tępym wzrokiem na Jamesa leżącego na ziemi, obok mojego łóżka.
Automatycznie sprawdzam, czy mam na sobie bieliznę. Nie ufam chłopakom. Nawet
Jamesowi. Albo… w szczególności Jamesowi. W te wakacje miałam przyjemność go
bardzo dobrze poznać i dowiedzieć się (niestety), że miewa bardzo nieczyste
myśli.
-
Wstawaj – powiedziałam.
Jego
kącik ust drgnął. Słyszy mnie, a mimo to nie wstaje. Udaje, że śpi. Myśli, że
jest sprytny i może mnie przechytrzyć. Śmieję się.
- Naprawdę wydaje ci się, że jesteś
w stanie mnie nabrać? – Pytam z rozbawieniem.
Nadal
się nie rusza.
Okej. Rozumiem, że zamierza być
twardy. James jest nad wyraz uparty, więc nie zamierzam dłużej prowadzić mojego monologu.
Wstaję z łóżka i idę do klatki, w
której trzymam Matthiasa – mojego szczura. Nie cierpię go tam trzymać, ale
jestem zmuszona, gdy przychodzi do mnie James. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego on
tak się boi Matthiasa. A przepraszam! On się go nie boi, tylko nie toleruje
jego obecności. To dziwne ze względu na to, że James w Hogwarcie mieszka między
innymi z Peterem, który potrafi się transmutować w szczura. A z tego co wiem,
to Peter nie śpi w klatce.
Korzystając z obsesji Jamesa, która
polega na trzymaniu się od Matthiasa jak najdalej, zamierzam go obudzić tak, by
zapamiętał to jeszcze na długo. Otwieram klatkę tak, by nie narobić hałasu.
James nadal udaje, że śpi jak zabity. Po cichu biorę na rękę Matthiasa i
zaczynam iść w stronę Jamesa. Nachylam się nad nim i delikatnie kładę mu na
szyi szczura. Potter zrywa się z krzykiem, a Matthias ląduje pod ścianą.
- Jak mogłaś mi położyć tę kreaturę
na ciele?! – Krzyczy oburzony.
- Chciałam cię obudzić w kreatywny
sposób. Nic więcej – mówię spokojnie i podchodzę do Pottera.
Całuję
go w policzek, a on się rumieni. Zawsze tak robi, a ja nigdy tego nie rozumiem.
Podnoszę z podłogi Matthiasa i
przytulam go do piersi.
- Moje biedactwo – szepczę i całuję
go w futerko.
Widzę,
jak James się krzywi. Mówi, żebym włożyła go do klatki.
- Albo on, albo ja – odpowiada,
gniewnie przeczesując grzywkę.
Wzdycham.
Wkładam Matthiasa z powrotem do klatki. Odwracam się do Jamesa, który uśmiecha
od ucha do ucha.
- Zamknięcie tego karykaturalnego
stworzenia odbieram jako komplement – mówi.
Ignorując jego komentarz, wyjmuję z
szafy ubrania. Odwracam się do Jamesa tyłem i zakładam kolejne rzeczy. Słyszę,
jak chodzi po pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań, które rozrzucił wczoraj we
wszystkie możliwe miejsca.
Większości ludzi wydawałoby się to
dziwne, że James i ja spędzamy razem noce. Wyrażenie „spędzać razem noce” brzmi
aż nadto jednoznacznie, więc warto tu zaznaczyć, że nigdy do niczego pomiędzy mną
a Jamesem nie doszło. Oczywiście żadne z naszych rodziców by nam w to nie
uwierzyło. Dlatego James nocuje u mnie, gdy rodziców nie ma, lub ma ze sobą
pelerynę – niewidkę. Zwykle jednak nie musi jej przynosić, bo dom jest pusty.
Moi rodzice są aurorami. To ciężka i
trudna praca, nieposiadająca ustalonych godzin. Muszą być gotowi o każdej
porze. Właściwie to nie wiem, czym dokładnie się zajmują. Rzadko rozmawiają
przy mnie o pracy, a ja nie pytam. Przywykłam do domysłów. Aktualnie
podejrzewam, że mają dużo na głowie, bo nie widziałam ich od czterech dni.
Jestem przyzwyczajona do takiego typu nieobecności, więc bez problemu sama
sobie radzę.
James
Po zjedzonym u Kylie śniadaniu
wychodzimy na dwór. Cieszę się, że przeprowadziła się z rodzicami do Doliny Godryka.
Nareszcie mam z kim spędzać wolny czas w lecie. To z pewnością są najlepsze
wakacje w moim życiu. Znam Kylie już od pięciu lat. Dobrze pamiętam dzień, w
którym Tiara przydzieliła ją do Gryffindoru. Pamiętam, bo byłem następny w
kolejce. Siedziałem nawet wtedy naprzeciwko niej podczas uczty powitalnej.
Później nasze drogi się rozeszły. Ja stałem się huncwotem, a ona pozostawała w
cieniu. Ja wstąpiłem do szkolnej drużyny Quidditcha, a ona do Klubu Pojedynków.
Pojawił się jeszcze jeden czynnik, który na dobre rozwiał możliwości przyjaźni
z Kylie Peters. Mam na myśli Lily Evans. Tak, tę bystrą, miłą, piękną i
niebiańsko cudowną Lily Evans. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia.
Teraz sobie uświadamiam, że to już pięć lat…
Czasami rozmawiam z Kylie na temat
Lily. Potrafi mnie słuchać i nigdy się ze mnie nie śmieje. Potrzebuję tego
ciepła, którym mnie obdarza. Tego spokoju, który czuję, gdy przy niej jestem.
Kocham Kylie. I kocham Lily. Kocham je obie! Tylko na dwa różne sposoby. Kylie
jest jak siostra, a Lily jak nieprzeczytana książka, położona na najwyższej
półce. Nie mogę jej dosięgnąć.
Spoglądam kątem oka na Kylie.
Przygląda mi się. Gdy nasze spojrzenia się spotykają, jej czarne oczy próbują
przewiercić mój mózg.
Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
- Zamyśliłeś się – mówi zagadkowym
tonem, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Tak. Czasami boję się przy tobie
zamyślać, bo zawsze wyglądasz, jakbyś wszystko słyszała – odpowiadam.
Śmieje
się. Ona często się śmieje. Za to też ją kocham. Ma tak cudowny śmiech, że
mógłbym go słuchać bez końca.
- Gdzie idziemy? – Pytam.
- Nie mam pojęcia – odpowiada. – Coś
proponujesz?
- Hmm… Może pójdźmy na spacer do
lasu – mówię. – I zauważ, że to nie jest pytanie.
- Nie śmiałabym się panu sprzeciwić,
panie kapitanie drużyny Quidditcha.
- Nie jestem kapitanem drużyny
Quidditcha.
- Jeszcze – śmieje się i szturcha
mnie łokciem w ramię. – Jak w tym roku nim zostaniesz, to możesz mieć pewien
problem z nadmiarem dziewczyn.
- Dobrze wiesz, że obchodzisz mnie
tylko ty i Lily – odpowiadam poważnie.
Kylie
westchnęła.
- Wiem, ale nie jestem pewna, czy to
dobrze na ciebie działa.
- Co masz na myśli? – Pytam, unosząc
jedną brew.
- Nie lubię Evans.
- Przecież jest fajna.
Zaczynam
bronić Lily. Wiem, że Kylie za nią nie przepada i uważa, że Lily jest
samolubna, ale to nieprawda. Lily po prostu myśli, że jestem jak każdy inny
chłopak. Ale już niedługo zauważy, że to nieprawda.
W każdym razie zależy mi na tym,
żeby się lubiły. Nie chcę wybierać jednej. Potrzebuję obu!
- Fajna?! – Kpi. – Okazała ci kiedyś
odrobinę szacunku? Powiedziała ci kiedyś coś miłego?
- Kylie, nie dołuj mnie. Proszę –
szepczę błagalnie. – Przecież wiem, jak jest. Ale ona kiedyś dostrzeże we mnie
wartościowego człowieka.
- Jeśli nie widzi go teraz, to
znaczy, że na ciebie nie zasługuje – mówi nachmurzona.
Następuje
chwila ciszy. Powoli zbliżamy się do lasu. Podziwiam Kylie za to, że potrafi mi
jednocześnie dowalić i komplementować. Moje emocje się równoważą. Wpadam w stan
dziwnego otępienia i – co dziwne – jestem wyjątkowo spokojny i wyciszony. To
tak, jakby ktoś mnie oblał zimną wodą i owinął ciepłym ręcznikiem.
Łapię Kylie za rękę i ciągnę ją w
lewo. Zbaczamy ze ścieżki i idziemy w stronę polany. Siadamy na trawie i
opieramy się plecami o spróchniały pień. Siedzimy tak jeszcze chwilę w ciszy,
po czym odzywam się do niej:
- Mam już plan na ten rok szkolny.
- Jaki? – Pyta, patrząc gdzieś w
gęstwinę drzew.
- Znajdę ci chłopaka.
Parska
śmiechem i kręci głową.
- Może już mi się ktoś podoba –
mówi.
Nabieram
powietrza i szybko je wypuszczam. Serce mi bije jak szalone. Nie, to
niemożliwe, żeby… Zawsze myślałem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi!
Kylie zerka na mnie z ukosa i widząc
moją przerażoną minę, popycha mnie i zaczyna się śmiać.
- Na pewno ty, kretynie.
Ulżyło
mi, ale jednocześnie poczułem się jak skończony idiota.
-
Powiedziałaś to w dziwnych okolicznościach – próbowałem się usprawiedliwić.
- Nie miałam pojęcia, że tak to
zrozumiesz – śmieje się.
- Kurczę, śpimy razem, spędzamy prawie
całą dobę… W różny sposób to mogło się potoczyć. Ale skoro nie lecisz na mnie,
to na kogo?
Kylie
przestaje się śmiać. Patrzy na mnie poważnie.
- Moją dozgonną miłością jest
Matthias. Przepraszam.