piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 1

Kylie

Budzę się. Próbuję otworzyć ciężkie powieki. Udaje mi się je tylko trochę rozchylić. Biały sufit rozmazuje mi się przed oczami. Mimo to podnoszę się. Siadam i patrzę tępym wzrokiem na Jamesa leżącego na ziemi, obok mojego łóżka. Automatycznie sprawdzam, czy mam na sobie bieliznę. Nie ufam chłopakom. Nawet Jamesowi. Albo… w szczególności Jamesowi. W te wakacje miałam przyjemność go bardzo dobrze poznać i dowiedzieć się (niestety), że miewa bardzo nieczyste myśli.

- Wstawaj – powiedziałam.

Jego kącik ust drgnął. Słyszy mnie, a mimo to nie wstaje. Udaje, że śpi. Myśli, że jest sprytny i może mnie przechytrzyć. Śmieję się.

            - Naprawdę wydaje ci się, że jesteś w stanie mnie nabrać? – Pytam z rozbawieniem.

Nadal się nie rusza.

            Okej. Rozumiem, że zamierza być twardy. James jest nad wyraz uparty, więc nie zamierzam dłużej prowadzić mojego monologu.

            Wstaję z łóżka i idę do klatki, w której trzymam Matthiasa – mojego szczura. Nie cierpię go tam trzymać, ale jestem zmuszona, gdy przychodzi do mnie James. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego on tak się boi Matthiasa. A przepraszam! On się go nie boi, tylko nie toleruje jego obecności. To dziwne ze względu na to, że James w Hogwarcie mieszka między innymi z Peterem, który potrafi się transmutować w szczura. A z tego co wiem, to Peter nie śpi w klatce.

            Korzystając z obsesji Jamesa, która polega na trzymaniu się od Matthiasa jak najdalej, zamierzam go obudzić tak, by zapamiętał to jeszcze na długo. Otwieram klatkę tak, by nie narobić hałasu. James nadal udaje, że śpi jak zabity. Po cichu biorę na rękę Matthiasa i zaczynam iść w stronę Jamesa. Nachylam się nad nim i delikatnie kładę mu na szyi szczura. Potter zrywa się z krzykiem, a Matthias ląduje pod ścianą.

            - Jak mogłaś mi położyć tę kreaturę na ciele?! – Krzyczy oburzony.
            - Chciałam cię obudzić w kreatywny sposób. Nic więcej – mówię spokojnie i podchodzę do Pottera.

Całuję go w policzek, a on się rumieni. Zawsze tak robi, a ja nigdy tego nie rozumiem.

            Podnoszę z podłogi Matthiasa i przytulam go do piersi.

            - Moje biedactwo – szepczę i całuję go w futerko.

Widzę, jak James się krzywi. Mówi, żebym włożyła go do klatki.

            - Albo on, albo ja – odpowiada, gniewnie przeczesując grzywkę.

Wzdycham. Wkładam Matthiasa z powrotem do klatki. Odwracam się do Jamesa, który uśmiecha od ucha do ucha.

            - Zamknięcie tego karykaturalnego stworzenia odbieram jako komplement – mówi.

            Ignorując jego komentarz, wyjmuję z szafy ubrania. Odwracam się do Jamesa tyłem i zakładam kolejne rzeczy. Słyszę, jak chodzi po pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań, które rozrzucił wczoraj we wszystkie możliwe miejsca.

            Większości ludzi wydawałoby się to dziwne, że James i ja spędzamy razem noce. Wyrażenie „spędzać razem noce” brzmi aż nadto jednoznacznie, więc warto tu zaznaczyć, że nigdy do niczego pomiędzy mną a Jamesem nie doszło. Oczywiście żadne z naszych rodziców by nam w to nie uwierzyło. Dlatego James nocuje u mnie, gdy rodziców nie ma, lub ma ze sobą pelerynę – niewidkę. Zwykle jednak nie musi jej przynosić, bo dom jest pusty.

            Moi rodzice są aurorami. To ciężka i trudna praca, nieposiadająca ustalonych godzin. Muszą być gotowi o każdej porze. Właściwie to nie wiem, czym dokładnie się zajmują. Rzadko rozmawiają przy mnie o pracy, a ja nie pytam. Przywykłam do domysłów. Aktualnie podejrzewam, że mają dużo na głowie, bo nie widziałam ich od czterech dni. Jestem przyzwyczajona do takiego typu nieobecności, więc bez problemu sama sobie radzę.




James

            Po zjedzonym u Kylie śniadaniu wychodzimy na dwór. Cieszę się, że przeprowadziła się z rodzicami do Doliny Godryka. Nareszcie mam z kim spędzać wolny czas w lecie. To z pewnością są najlepsze wakacje w moim życiu. Znam Kylie już od pięciu lat. Dobrze pamiętam dzień, w którym Tiara przydzieliła ją do Gryffindoru. Pamiętam, bo byłem następny w kolejce. Siedziałem nawet wtedy naprzeciwko niej podczas uczty powitalnej. Później nasze drogi się rozeszły. Ja stałem się huncwotem, a ona pozostawała w cieniu. Ja wstąpiłem do szkolnej drużyny Quidditcha, a ona do Klubu Pojedynków. Pojawił się jeszcze jeden czynnik, który na dobre rozwiał możliwości przyjaźni z Kylie Peters. Mam na myśli Lily Evans. Tak, tę bystrą, miłą, piękną i niebiańsko cudowną Lily Evans. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Teraz sobie uświadamiam, że to już pięć lat…

            Czasami rozmawiam z Kylie na temat Lily. Potrafi mnie słuchać i nigdy się ze mnie nie śmieje. Potrzebuję tego ciepła, którym mnie obdarza. Tego spokoju, który czuję, gdy przy niej jestem. Kocham Kylie. I kocham Lily. Kocham je obie! Tylko na dwa różne sposoby. Kylie jest jak siostra, a Lily jak nieprzeczytana książka, położona na najwyższej półce. Nie mogę jej dosięgnąć.

            Spoglądam kątem oka na Kylie. Przygląda mi się. Gdy nasze spojrzenia się spotykają, jej czarne oczy próbują przewiercić mój mózg.

            Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.

            - Zamyśliłeś się – mówi zagadkowym tonem, nie spuszczając ze mnie wzroku.
            - Tak. Czasami boję się przy tobie zamyślać, bo zawsze wyglądasz, jakbyś wszystko słyszała – odpowiadam.

Śmieje się. Ona często się śmieje. Za to też ją kocham. Ma tak cudowny śmiech, że mógłbym go słuchać bez końca.

            - Gdzie idziemy? – Pytam.
            - Nie mam pojęcia – odpowiada. – Coś proponujesz?
            - Hmm… Może pójdźmy na spacer do lasu – mówię. – I zauważ, że to nie jest pytanie.
            - Nie śmiałabym się panu sprzeciwić, panie kapitanie drużyny Quidditcha.
            - Nie jestem kapitanem drużyny Quidditcha.
            - Jeszcze – śmieje się i szturcha mnie łokciem w ramię. – Jak w tym roku nim zostaniesz, to możesz mieć pewien problem z nadmiarem dziewczyn.
            - Dobrze wiesz, że obchodzisz mnie tylko ty i Lily – odpowiadam poważnie.

Kylie westchnęła.

            - Wiem, ale nie jestem pewna, czy to dobrze na ciebie działa.
            - Co masz na myśli? – Pytam, unosząc jedną brew.
            - Nie lubię Evans.
            - Przecież jest fajna.

Zaczynam bronić Lily. Wiem, że Kylie za nią nie przepada i uważa, że Lily jest samolubna, ale to nieprawda. Lily po prostu myśli, że jestem jak każdy inny chłopak. Ale już niedługo zauważy, że to nieprawda.

            W każdym razie zależy mi na tym, żeby się lubiły. Nie chcę wybierać jednej. Potrzebuję obu!

            - Fajna?! – Kpi. – Okazała ci kiedyś odrobinę szacunku? Powiedziała ci kiedyś coś miłego?
            - Kylie, nie dołuj mnie. Proszę – szepczę błagalnie. – Przecież wiem, jak jest. Ale ona kiedyś dostrzeże we mnie wartościowego człowieka.
            - Jeśli nie widzi go teraz, to znaczy, że na ciebie nie zasługuje – mówi nachmurzona.

Następuje chwila ciszy. Powoli zbliżamy się do lasu. Podziwiam Kylie za to, że potrafi mi jednocześnie dowalić i komplementować. Moje emocje się równoważą. Wpadam w stan dziwnego otępienia i – co dziwne – jestem wyjątkowo spokojny i wyciszony. To tak, jakby ktoś mnie oblał zimną wodą i owinął ciepłym ręcznikiem.

            Łapię Kylie za rękę i ciągnę ją w lewo. Zbaczamy ze ścieżki i idziemy w stronę polany. Siadamy na trawie i opieramy się plecami o spróchniały pień. Siedzimy tak jeszcze chwilę w ciszy, po czym odzywam się do niej:

            - Mam już plan na ten rok szkolny.
            - Jaki? – Pyta, patrząc gdzieś w gęstwinę drzew.
            - Znajdę ci chłopaka.

Parska śmiechem i kręci głową.

            - Może już mi się ktoś podoba – mówi.

Nabieram powietrza i szybko je wypuszczam. Serce mi bije jak szalone. Nie, to niemożliwe, żeby… Zawsze myślałem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi!

            Kylie zerka na mnie z ukosa i widząc moją przerażoną minę, popycha mnie i zaczyna się śmiać.

            - Na pewno ty, kretynie.

Ulżyło mi, ale jednocześnie poczułem się jak skończony idiota.

- Powiedziałaś to w dziwnych okolicznościach – próbowałem się usprawiedliwić.
            - Nie miałam pojęcia, że tak to zrozumiesz – śmieje się.
            - Kurczę, śpimy razem, spędzamy prawie całą dobę… W różny sposób to mogło się potoczyć. Ale skoro nie lecisz na mnie, to na kogo?

Kylie przestaje się śmiać. Patrzy na mnie poważnie.


            - Moją dozgonną miłością jest Matthias. Przepraszam.

4 komentarze:

  1. Ładnie się zaczyna :) jestem ciekawa co będzie dalej.
    A tak z innej beczki, bardzo podobał mi się Pamiętnik Krukonki, i trochę szkoda, że porzuciłaś to ff, ale to Twój wybór.
    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że powróciłaś do pisania. Twój nowy blog ciekawie się zaczyna i mam nadzieję, że będziesz dość często wstawiała rozdziały. Stare opowiadania nie były aż takie złe jak pisałaś, ale niektóre wątki rzeczywiście były zbyt pomieszane. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie mi się podoba, masz taki przyjemny sposób pisania, mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy rozdział. Pozdrawiam życzę weny i duuużo czytelników :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział. zaczyna się ciekawie i jak zwykle czekam na dalsze rozdziały. DUUUŻOOOO WEEEENYYYY i oczywiście CZASU, żebyś miała czas swoje wizje, przerzucić na kartkę ;)

    OdpowiedzUsuń